Zanim przejdziesz dalej, proszę zwróć uwagę, że są to tylko nasze doświadczenia. Ty przejeżdżając przez te same granice, możesz trafić na innych celników, zmianę w przepisach itd. Sytuacja nieustannie się zmienia, ostatnia aktualizacja tego artykułu 10.05.2021. Wszystkie granice przekraczaliśmy własnym samochodem. Sytuacja na lotniskach może wyglądać zupełnie odmiennie.
Wiele osób zastanawia się teraz czy podróżowanie jest bezpieczne, a nawet czy w ogóle możliwe. Jak poczytamy strony rządowe, to szybko dojdziemy do wniosku, że daleko nie zajedziemy. Serwisy informacyjne nieustannie bombardują nas mało optymistycznymi wiadomościami o nowych ofiarach koronawirusa i kolejnych obostrzeniach. Z drugiej strony na portalach społecznościowych, widzimy to tu to tam zadowolonych znajomych, którzy się odważyli i korzystają z pustych plaż oraz niskich cen w hotelach. My spędziliśmy ostatnie 10 miesiący podróżując przez Polskę, Słowację, Węgry, Czarnogórę, Chorwację, Albanię, Macedonię, Bułgarię, Rumunię, Niemcy, Austrię i Szwajcarię. Oto nasza relacja, jak się ma rzeczywistość do teorii czy wpisów na internecie.
Po pierwsze, wiele krajów w których już od lat nie było kontroli granicznych, ponownie je wprowadziły, a tam gdzie były są one bardziej skrupulatne. Jednakże, nikt na żadnej granicy nie spytał nas o testy na Covid-19, żadnej mowy o kwarantannach. Nikt, nie był za bardzo zainteresowany, ani skąd ani dokąd jedziemy, a już tym bardziej na jak długo. Zanim wyruszyliśmy w drogę, spędziłam wiele dni na internecie szukając informacji odnośnie zakazów i obostrzeń związanych z podróżowaniem w wybranych przez nas krajach. Ku mojej rosnącej frustracji, im bardziej się zagłębiałam, tym więcej znajdowałam sprzecznych informacji. W końcu więc, zrezygnowałam i postanowiliśmy przekonać się na własnej skórze.
Obecnie jesteśmy w Bułgarii, jadąc tu mieliśmy zrobione testy na które nikt nie rzucił nawet okiem! Do tej pory jeździliśmy bez testów. Wielokrotnie przejazdy przez Słowację i Węgry odbyły się zupełnie bezboleśnie, na granicach nikogo nie było, albo tylko machnęli ręką, żeby jechać dalej. W obu krajach zostawaliśmy na noc, mimo teoretycznych obostrzeń związanych z czasem tranzytu. My odnosimy wrażenie, że nikt tego nie kontroluje.
Jak zbliżaliśmy się do Chorwacji to przypomniało mi się, że przed wyjazdem czytałam, iż należy wypełnić jakiś formularz online bo inaczej nie wpuszczą. Pech chciał, że skończył nam się internet, zatrzymaliśmy się gdzieś żeby złapać darmowy wifi, ale połączenie było za słabe. Desperacko szukaliśmy innego miejsca, znaleźliśmy, nawet szybko znalazłam link w sieci i zaczęłam wypełniać. Zadziwiły mnie niektóre pytania, nie wiadomo było czy się śmiać czy wypełniać dalej. Niedźwiedź jak zwykle pełen beztroski, puka się w głowę i pyta po co ja to robię. Do tego zrywający się internet i znów muszę zacząć od początku! A może jednak jechać na pałę. Pojechaliśmy… Niedźwiedź na luzie, ja cała spięta i co nikt się nawet nie zapytał!! Ani o ten formularz ani o testy na koronawirusa.
Po drodze, w rozmowach z napotkanymi ludźmi, często padał temat koronawirusa. Ostrzegano nas, że nie wjedziemy do Albanii albo, że jeśli nas w puszczą to będziemy musieli odbyć kwarantannę. Nic bardziej mylnego. Nie mieliśmy żadnych przeszkód z przekroczeniem granic Czarnogóry ani Albanii. Tylko to co zawsze paszporty, dokumenty auta, ubezpieczenie i droga stoi otworem. Zdecydowanie w Albanii panowała największa swoboda i praktycznie nikt nie nosił masek, nawet w sklepach. Jednakże, jak się zaczął rok szkolny, wszystkie dzieci pomaszerowały w maskach. Ale rodzice, którzy odprowadzali maluchy już nie. Na wyjeździe z Albanii przetrzepali nam samochód, nie sadzę żeby szukali w nim ukrytego wirusa. Przyczepili się do czegoś innego, ale o tym napiszę kiedyś indziej.
Jedyny kraj do którego nas nie wpuścili z powodu koronawirusa to Grecja. Wprawdzie internauci podpowiadali, że niektóre przejścia były otwarte, tylko trzeba było mieć zrobione testy. My jednak postanowiliśmy zawrócić i pojechać przez Macedonię, też fajnie. Granica bez problemu. Macedończycy okazali się dość zdyscyplinowani, absolutnie wszyscy noszą maski w sklepach i większość osób na ulicach.
Kolejne granice z Bułgarią i Rumunią na luzie. Społeczeństwa obu krajów też jakby wyluzowane. Szczególnie w Rumunii, gdzie prawie nikt maski nie nosił. Były wprawdzie takie billboardy promujące noszenie masek, ale jak widać na nic się zdały. Potem powrót przez Węgry i Słowację. Znów nas straszyli, że Węgry zamknęły granice, że dostaniemy nalepkę tranzyt, że będzie 24h na przejechanie kraju, nie będzie można zboczyć z trasy a zatrzymać się możesz tylko na wyznaczonych parkingach. Nalepki nie dostaliśmy, celnik bardziej był zainteresowany konstrukcją naszego samochodu niż celem naszej podróży. Faktycznie jadąc po drodze widziałam parkingi oznakowane tranzyt. Nie widziałam jednak ani jednego pojazdu z taką nalepką, może im się skończyły 😉
Co roku jeździliśmy na narty do Austrii, ale w tym roku (przynajmniej oficjalnie) była zamknięta, więc zdecydowaliśmy się jechać do Szwajcarii. Wyjechaliśmy z Polski przed 14 grudnia, więc nie obowiązywała nas kwarantanna. Najpierw musieliśmy przejechać przez Niemcy, podobno były zaostrzone kontrole i trzeba było mieć test na COVID. My oczywiście pojechaliśmy bez testu i zgadnijcie co? Nikogo nie było na granicy, zero kontroli. To samo na granicy Niemcy – Szwajcaria. Wjeżdżamy prosto do Bazylei i tam trochę się pogubiliśmy. Chcąc nawrócić, nawigacja wyprowadziła nas z powrotem do Niemiec i dopiero tam udało się zatoczyć koło i ponownie przekroczyć granicę, którą pół godz. temu przejechaliśmy bezproblemowo. STOP! Pan wyskoczył z budki, dokumenty, gdzie jedziecie? Na narty. A gdzie będziecie spać? W namiocie. Trochę się zdziwił? Uśmiechnął pod nosem i kazał jechać. Myślę, że na wielu granicach tak teraz jest, raz ktoś stoi, raz nie. Czasem cię przepuszczą, a czasem nie.
W drodze powrotnej postanowiliśmy sprawdzić jak wygląda sytuacja w Austrii. Na autostradzie łączącej Austrię że Szwajcarią, ustawiono prowizoryczną blokadę. Pan nas zatrzymał, ale bardziej interesował go nasz samochód, niż to gdzie i skąd jedziemy. Skoro już udało się wjechać do Austrii, pojechaliśmy zobaczyć, czy na nartach uda się pojeździć, bo oficjalnie stoki otwarte tylko dla lokalsów. Pytamy się pani w okienku, czy możemy bez problemu kupić ski pass, a ona na nas co za dziwne pytanie, chcesz od dziś czy od jutra? Jeszcze trzeba ogarnąć miejsce do spania. Pojechaliśmy na plac pod wyciągiem, gdzie zawsze stały kampery. Ten wyciąg był akurat zamknięty, nie było nawet kogo zapytać, przenocowaliśmy. Na drugi dzień, podszedł ktoś z obsługi. Myśleliśmy, że nas przegoni, a on ,,Dzień dobry, jak wam się spało w tym namiocie? Nie zmarzliście? W nocy było -20.’’ I tak spędziliśmy tam tydzień za darmo, normalnie ten parking dla kamperow jest platny 15 euro/dzień, a ski passy kosztowały nas 20 zamiast 60 euro za dzień. W życiu takich tanich nart nie mieliśmy. 😀
Wnioski końcowe: jak widać różnie to bywa z przestrzeganiem przepisów w krajach, które odwiedziliśmy. Osoby które obawiają się pandemii powinny, moim zdaniem, pozostać w domu, aby niepotrzebnie się nie narażać. Natomiast ci, którzy się nie boją, nie powinny się wahać. Jedźcie tam gdzie granice nie są pozamykane. W dobie Covida19 warto być elastycznym w planowaniu podróży, bo to, że możesz gdzieś jechać dziś niekoniecznie będzie aktualne za tydzień.
W obecnej sytuacji odradzam dokonywanie odległych w czasie rezerwacji. W okresie wielkanocnym 2020, mieliśmy zaplanowany wyjazd na narty, który oczywiście został odwołany, gdy Austria zamknęła swoje granice. Na szczęście trafiliśmy na uczciwą i wyrozumiałą gospodynię, która natychmiast zwróciła nam całą wpłaconą kwotę. Nie wszyscy jednak mieli tyle szczęścia. Mój brat wykupił wycieczkę w renomowanym biurze podróży. Otrzymał maila o anulacji wyjazdu i informacje, że dostanie 100% zwrot w ciągu 14 dni. Nie otrzymał. Trzy miesiące walczył z biurem, godziny wiszenia na telefonie i dziesiątki maili. Ostatecznie odzyskał pieniądze, ale znam takich co stracili całość lub część poniesionych kosztów.
Wydaje się, że najbezpieczniej jest teraz podróżować na własną rękę, najlepiej samochodem / kamperem i nie być zależnym od hoteli czy pensjonatów. A jeśli ktoś takowe potrzebuje to lepiej znaleźć coś na miejscu. Właściwie to może być najlepsze rozwiązanie, gdyż zdesperowani hotelarze skorzy są do negocjacji. Wiele atrakcji, takich jak prywatne wycieczki czy wynajem sprzętu sportowego również znajdziemy teraz w rewelacyjnych cenach. Dlatego, jeśli nie jesteście w grupie zagrożenia to jak najbardziej ruszajcie na podbój świata.
Na dole strony lub z boku znajduje się spis kategorii, który pomoże ci znaleźć interesujące cię posty. Jeśli podoba ci się to co piszę, subskrybuj a za każdym razem jak napiszę nowy post otrzymasz powiadomienie mailem.