Armenia, niegdyś mocarstwo o powierzchni 400 000 km2, dziś malutki kraj, niespełna 30 000 km2. 90% kraju leży na wysokości ponad 1000 m n.p.m. Burzliwa historia spowodowała, że na świecie jest ponad 11 milionów Ormian, jednak tylko 3 miliony mieszka na terenie kraju. Zaraz po wjeździe, trudno nie zauważyć post komunistycznych budowli, opuszczonych fabryk, hut, osiedli pracowniczych. To wszystko nie robi dobrego wrażenia. Ludzie jakby nieco wycofani… Trudno się dziwić. Krajobraz surowy, warunki do życia trudne, mimo to znajdziemy tu dobre dusze, które otworzą swój dom i ugoszczą czym chata bogata.
Gospodarka Armenii nadal pozostaje blisko związana z Rosją. Armenia zdołała sprywatyzować większość małych i średnich przedsiębiorstw, ograniczyć inflację oraz ustabilizować walutę. Jednakże jest to jeden z najbiedniejszych krajów bloku wschodniego. Do całkiem niedawna trwały akcje zbrojne w Azerbejdżanem. Ostatecznie Armenia ogłosiła kapitulacje i wyznaczana jest nowa granica. Póki co granice z Azerbejdżanem i Turcją pozostają zamknięte. Do niedawna Iran też był zamknięty (z powodu COVID), tak więc przez długi czas jedyne otwarte przejścia graniczne były z Gruzją.
Z pewnością każdy, kto przyjedzie do Armenii znajdzie tu coś interesującego. Oto moje top atrakcje / miejsca, które zrobiły na mnie największe wrażenie. A dodam jeszcze, że jeżeli macie mało czasu to najlepiej przyjechać do Erywania i stąd zrobić sobie kilka wycieczek, gdyż główne atrakcje znajdują się 1-3 godz. jazdy od stolicy. Nie brakuje też chętnych do obwożenia turystów, na placu Republiki, w samym centrum znajdziecie ich od zatrzęsienia.
Największym wzniesieniem Armenii jest wygasły wulkan Aragac 4090 m n.p.m, lecz najbardziej znaną górą, którą każdy będzie chciał uchwycić na zdjęciu, będzie góra Ararat. To też jest wygasły wulkan o wys. 5137 m n.p.m., który obecnie leży na terytorium Turcji, ale lepiej jest widoczny od strony Armenii. Góra Ararat ma biblijne znaczenie, wierzy się, że to tu zatrzymała się po potopie Arka Noego. Ormianie swoje pochodzenie wywodzą od Hajka, prawnuka Noego. Jest to pierwszy kraj na świecie, który przyjął chrześcijaństwo jako religię narodową w 301 r n.e. Rozumiecie więc znaczenie tej góry, a to jeszcze nie wszystko!
Górę Ararat można zobaczyć już w Erywaniu, ale tylko jak będziecie mieli szczęście. Przez większość dni ukrywa się za chmurami, jednak jak już się ukaże to jest WOW. W pełnej okazałości można ją podziwiać w miejscowości Lusarat, gdzie znajduje się najbardziej znany klasztor Armenii – Khor Virap. Nazwa klasztoru oznacza ,,Głęboki Loch’’, a wzięła się z takiej oto historii… Święty Grzegorz Oświeciciel był sługą ormiańskiego króla Trdata III. Jako pierwszy rozpoczął on nawracanie Ormian na chrześcijaństwo. To nie spodobało się królowi, rozkazał więc wtrącić św. Grzegorza do lochu i kazał torturować. Zaraz po tym Trdat oszalał, żaden medyk nie był w stanie mu pomóc. Wtedy zwrócił się o pomoc do skazanego, który zdołał go uleczyć. Król pełen wdzięczności, ochrzcił siebie a następnie ogłosił Armenię krajem chrześcijańskim. Stąd też tak wielkie znaczenie tego klasztoru, a i lokalizacja, na tle góry Ararat robi wrażenie. W środku można wejść do lochu, w którym więziony był św. Grzegorz.
Jeśli macie trochę więcej czasu to polecam klasztor Haghpat i Sanahin, znajdują się blisko siebie (niedaleko granicy z Gruzją). Tu nie będę się rozpisywać na temat historii tych miejsc. Powiem tylko, że jak lubicie naprawdę stare, klimatyczne miejsca to warto zobaczyć. Pielgrzymki turystów walą też do zespołu klasztornego Sevanavank. No niestety, ja przyznam, że byłam nieco rozczarowana, ale to może dlatego, że widziałam przedtem powyższe klasztory. Samo położenie jest atrakcyjne nad Jeziorem Sewan. Dwa małe klasztory znajdujące się obecnie na półwyspie, swego czasu wyspie, ale poziom wody opadł. Jezioro Sewan jest największym w Kaukazie, leży w rowie tektonicznym na wysokości 1900 m n.p.m., ma powierzchnię 1240 km2, a głębokość do 83 metrów. Woda jest przejrzysta i zaprasza do kąpieli (nawet zimą ;p).
Niedaleko Erywania znajduje się Świątynia Garni. To jedyna klasyczna budowla w Armenii. Niestety to co dziś oglądamy to rekonstrukcja, gdyż oryginał uległ zniszczeniu w trakcie trzęsienia ziemi. Świątynię prawdopodobnie wybudowano w I wieku n.e. i poświęcono pogańskiemu bóstwu słońca – Mitrze. Miejsce to było rezydencją królów, były tu więc także inne budowle. Wiedzieli co robią ci królowie, gdyż jest to jedno z najładniejszych miejsc w całej Armenii. Widoki dosłownie zapierają dech w piersiach, co więcej tuż obok znajduje się kolejna atrakcja – Kamienne Organy, zwane po angielsku Garni Stone Symphony. Jedno z ciekawszych miejsc jakie widziałam w życiu! Bazaltowe formacje skalne, powstałe w wyniku erupcji wulkanu, a następnie poddane wieloletniej erozji stworzyły ten cud natury. Wąwóz ma głębokość ok. 50 m, stojąc na dole czujesz się naprawdę malutkim człowiekiem. Piękne miejsce, polecam!
Na uwagę zasługują również ruiny Katedry Zvartnots. Ta budowla odbiega stylem od pozostałych budynków sakralnych Armenii. Zbudowana w latach 643-652, przy poparciu księcia Teodorosa Rsztuni, miała być symbolem zjednoczenia kraju w walce z wrogami.
W samym Erywaniu, gorąco polecam odwiedzić Bazar Vernissage. Najlepiej w weekend, bo wtedy jest najwięcej stanowisk. Tutaj zakupić można, lub choćby pooglądać rękodzieło i oryginalne pamiątki. Generalnie lubię bazary, ale ten przypadł mi wyjątkowo do gustu. Jeśli chodzi o miasto to na pewno warto zobaczyć Plac Republiki, szczególnie ładnie prezentuje się o zmierzchu. Na pewno pójdziecie też zobaczyć Kaskady – w zimie to nie robi piorunującego wrażenia, za to większe szanse na wypatrzenie góry Ararat. W lecie natomiast oczy cieszą kobierce kwiatów.
Z ciekawostek – 2011 roku Armenia wprowadziła w szkołach obowiązkową grę w szachy, co ma rozwijać myślenie u uczniów. W Armenii nadal istnieje obowiązek dwuletniej służby wojskowej. Wiele znanych osób ma/miało ormiańskie korzenie: Zbigniewa Herbert, Krzysztof Penderecki czy Robert Makłowicz.
Na zakończenie muszę wspomnieć o niebiańskim jedzeniu. Ormiańskie jedzenie jest po prostu obłędne. Doskonale przyprawione, nie za ostre, ale też nie jałowe, po prostu w sam raz. Do tego ta różnorodność! Polecam wstąpić do jednej z restauracji sieci SAS Food Court, w Erywaniu jest ich kilka (o różnym rozmiarze), ja wolę te większe, bo mają większy wybór potraw. Największy niejadek znajdzie tu coś dla siebie.
Podoba Ci się to co piszę i ten artykuł był przydatny? A może znasz kogoś, kto powinien to przeczytać? Zostaw po sobie ślad. Napisz komentarz, wrzuć coś do mojej skarbonki lub zostań moim patronem.
Postaw mi kawę
Dziękuję pięknie ? Twoje wsparcie finansowe wiele dla mnie znaczy.
PLN 10.00
Jeden komentarz