Lata mijają, a mi wydaje się, że czasem czas stoi w miejscu, a przynajmniej zatrzymuje się w dni takie jak Dzień Mamy. Głupia sytuacja jestem mamą, ale życzeń nie dostanę… Mogłabym udawać, że nie ma tego dnia, ignorować zupełnie, ale jestem też córką, wypada więc zadzwonić do mamy i złożyć jej życzenia. Uwierzcie mi, że nie jest mi w ten dzień łatwo.
Gdybym tak mogła napisać list do siebie, co w takim liście być powinno? Co chciałabym usłyszeć? Czy zrozumieją mnie mamy, których dzieci mówią – Kocham Cię Mamo i przytulają się do nich czule. Ja, mama dziecka autystycznego, nigdy w życiu tego nie doświadczyłam – NIGDY…
Niestety nie doświadczyłam też prawdziwej matczynej miłości, bo moja mama była bardzo oschłą osobą. Jej zdaniem przytulanie i noszenie małych dzieci na rękach, tylko je rozpuści. Na dobre słowo trzeba było „sobie zasłużyć”, a i tak z reguły pochwała była jakaś dwuznaczna, np. jak dostałam dobrą ocenę ze sprawdzianu mówiła – udało ci się. To z pozoru niewinne stwierdzenie, bardzo zaburzyło moje poczucie własnej wartości. Skoro uczyłam się pilnie, aby dostać dobrą ocenę, to nie był jakiś fuks, to nie los na loterii, ja zapracowałam, aby ją dostać. Czułam się dumna i spełniona, w przekonaniu, że dobrze wykonałam swoje zadanie, gnałam do domu, aby pochwalić się dobrą nowiną, a tam jak wiadro zimnej wody, skwaszona kobieta, zmęczona życiem, nie ma czasu na moje małe sukcesy i jedyne na co ją stać to powiedzieć przez ramię – udało ci się.
Jak wyobrażam sobie swoją mamę, to zawsze mam przed oczami ją w kuchni, jak gotuje, a ja staram się jej coś powiedzieć, ona nie ma czasu i wyraźnie jej przeszkadzam. Taki obraz mamy został w mojej pamięci, to smutne… Dlatego, za punkt honoru przyjęłam, byciem lepszą mamą. Mamą, która troszczy się, której zależy, która kocha swoje dziecko i potrafi to okazać. Pech chciał, że los zesłał mi dziecko autystyczne, które ma poważne problemy z przyjmowaniem i wyrażaniem emocji. No cóż, trzeba było stawić czoła wyzwaniu… Starałam się z całym sił, z różnym efektem…
Gdybym miała dać mamom jakieś rady, choć pewnie nie jestem właściwą osobą, powiedziałabym, pozwól dziecku być sobą, pokaż mu, że jest ważne i że szanujesz jego wybory, nawet jeśli uważasz, że są niewłaściwe. Bezwarunkowa miłość, szacunek i akceptacja, to są trzy najważniejsze sprawy w każdej relacji.
Co mogłabym doradzić sobie 20 lat temu? Przede wszystkim starać się mniej! Tak bardzo starałam się być perfekcyjną mamą, że byłam wykończona. Każdy psycholog potwierdzi, że szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. Ja nie byłam szczęśliwa, więc z bólem serca muszę przyznać, że mój syn miał marne szanse na bycie szczęśliwym… Oczywiście na to wpłynęło wiele czynników, na niektóre miałam bezpośredni wpływ, a na inne nie. Może niektóre decyzje można było podjąć wcześniej, albo zrobić coś inaczej, ale takie gdybanie do niczego nie prowadzi.
Dziś moja wiedza i świadomość zdrowia psychicznego, jest o lata świetlne większa. Dziś wiem, jak ważny w życiu jest spokój duszy i życie w zgodzie ze swoim światopoglądem. Dlatego, mimo, że wiele osób tego nie zrozumie, ja podarowałam swojemu synowi, to co w tamtej chwili potrzebował najbardziej – wolność. Kochać kogoś tak bardzo, że pozwalasz mu odejść. Skoro takie jest jego życzenie, jeśli to właśnie jest w jego mniemaniu receptą na szczęśliwe życie, to ja całą swoją matczyną miłością wspieram go w tym postanowieniu. Nie dopominam się o kontakt, nie gderam, nie prawię morałów. Jeśli zmieni zdanie, to wie jak mnie znaleźć, a ja z pewnością przyjmę go z otwartymi ramionami.
Wszystkim mamom życzę przede wszystkim cierpliwości i umiejętności cieszenia się z rzeczy drobnych. Oklepane – pociechy z dzieci, bardzo trafnie ujmuje sedno macierzyństwa…
Jeśli ten artykuł był dla Ciebie wartościowy, wrzuć coś do mojej skarbonki. Miło też będzie, jeśli zostawisz komentarz i polecisz tą stronę znajomym. Możesz subskrybować ten blog, aby nie przegapić kolejnych wpisów. Nie martw się, nie piszę zbyt często ;p
❤️przytulam Cię Sandra❤️Piękny list…mam nadzieję, że uda nam się spotkać w Grecji. Pozdrawiam Agnieszka
Do zobaczenia :)))
Ależ terapeutyczne historie. Czytam jednym tchem i boję się, że zaraz się skończą a ja zostanę jak po ostatnim odcinku serialu z mnóstwem pytań i niedoczekaniem kolejnego sezonu.
Powodzenia ♥️
Cieszę się, że dobrze się czyta… trochę ciężej przychodzi mi pisanie, ale to też jest dla mnie terapeutyczne, więc obopólna korzyść :)))
Pozdrawiam
Wreszcie znalazłam chwilę dla siebie żeby zgłębić tajemnice Twojego bloga. Czytałam fragmentami już nie raz ale dzisiaj mam 5 godzinną trasę PKP. Jadę i czytam od początku raz jeszcze.
Pięknie piszesz!
Wspaniałe się to czyta!
Dla mnie jesteś osobą bardzo pozytywną, ciepłą i silną.
Myślę, że masz w sobie dużo siły i doskonale sobie radzisz. Wiem. że lekko nie jest ale… Masz u boku Niedżwiedzia 🙂 (dla mnie bardzo pozytywny gość). Możesz czerpać radość z Waszych podróży i cieszyć się pięknem świata.
Zawsze, gdy są gorsze dni można ubrać różowe okulary o od razu będzie piękniej!
Dużo szczęścia dla Was! 😘😘
Mam nadzieję kiedyś do zobaczenia!
Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam serdecznie 🙂