Przed wyjazdem do Chorwacji sprawdziliśmy czy można tam spać na dziko. Niestety, przepisy wyraźnie mówią, że obozowanie na dziko w Chorwacji w żadnej formie nie jest dozwolone. Można spać jedynie na zorganizowanych polach namiotowych i kempingach, a nie dostosowanie się do przepisów grozi karą do 3000 kuna – ok. 1760zł. Przyłapani na gorącym uczynku najczęściej płacą mandat w wysokości 1000 kuna, tak przynajmniej widzieliśmy na YouTube i czytaliśmy na forach internetowych. Mimo to postanowiliśmy spróbować. Chorwacja nie była naszym punktem docelowym, ale mając takie walory głupio by było tak po prostu przez nią przejechać bez zatrzymywania się. Z zasady, nie chcemy spać na zorganizowanych kampingach, ciekawi byliśmy czy nam się to uda w Chorwacji.
Pierwszy postój – przy śmietnikach. Jak tylko dojechaliśmy do wybrzeża Chorwacji, szybko zorientowaliśmy się, że znalezienie jakiejś miejscówy, gdzie można się rozbić na dziko graniczy z cudem. Gęsta zabudowa, hotele i ośrodki wypoczynkowe jeden na drugim albo niedostępne skały. Jechaliśmy już spory kawał drogi i byliśmy bardzo zmęczeni, kusiły piękne widoki za oknem, postanowiliśmy więc zaparkować gdzieś na chwilę i pójść się wykąpać. To też nie było łatwe ale po jakimś czasie znaleźliśmy gdzieś wolne miejsce, co więcej bezpłatne. Super, dodatkowy bonus. Do końca nie byliśmy pewni bo z przodu był płatny parking a za nim między drzewami stały samochody po-parkowane jakby na dziko. Jak wróciliśmy większości samochodów już nie było i wtedy przyszło nam do głowy, że można byłoby tam zostać na noc i tak zrobiliśmy. W głębi tego niby parkingu były pomieszczenia gospodarcze i śmietniki jednego z kurortów. Przesunęliśmy się bardziej pod płot i rozłożyliśmy namiot. Noc minęła spokojnie.
Miejsce było super, dwa kroki do plaży, żal było wyjeżdżać. Postanowiliśmy więc zostać na drugą noc. Nagle, łubu dubu w szybę samochodu. Zerwałam się, zerknęłam na telefon 1.32 w nocy. Jeszcze raz łubu dubu i ktoś krzyczy po chorwacku, to niestety nie sen. Budzę Niedźwiedzia, ten spi jak zabity, co gorsza nago, ja zawsze w jakiejś babcinej koszuli, nie ma nawet jak wyskoczyć. Pan groźnie pokrzykuje coraz głośniej, ‘one moment’ – powiedziałam i pan zamilkł. Jak tylko Niedźwiedź wyskoczył z namiotu, pan nakręcił się ponownie ‘You can’t sleep here! You see where you are! You have 20 min, you go!’ krzyczał łamanym angielskim. Zanim skończył krzyczeć to my już połowę naszego dobytku zebraliśmy i nikt by z nami nie wygrał w konkursie na ekspresowe składanie namiotu. Cieszyliśmy się, że nie wlepił nam mandatu ale gdzie tu teraz znaleźć miejsce w środku nocy. Znaleźliśmy zaraz za rogiem, jakiś opuszczony staff parking i o dziwo udało się zasnąć.
Nauczeni doświadczeniem, zaczęliśmy szukać miejsc bardziej zakamuflowanych. Mając samochód terenowy, możemy wjechać w miejsca niedostępne dla innych samochodów, jednakże gdy rozłożymy namiot, widać nas na kilometr. Najlepiej schować się między drzewami ale tych na wybrzeżu Chorwacji jak na lekarstwo. Jak już gdzieś były jakieś zarośla to wszystkie drogi po-blokowane szlabanami albo zastawione głazami. Znaleźliśmy jakieś miejsce w zarośniętym polu, potem w zapuszczonym gaju oliwnym ale to wszystko dalej od wody. Obsesyjnie szukałam na mapie, miejsc przy morzu, gdzie da się dojechać a z dala od miasta. Jedno takie udało mi się znaleźć, na uboczu, piękne skały z dobrym dojściem do wody, dzika plaza, więc i z psem nie będzie problemu. Super plaża, dla naturystów… Na szczęście tekstylni też byli, więc postanowiliśmy zostać.
Niedźwiedź tak się rozochocił, że postanowił wjechać na sama skarpę, bo tylko jego auto tam wjedzie. Nie czekając do wieczora, rozłożył namiot i był z siebie bardzo dumny. Schodząc z plaży wszyscy zaglądali, niektórzy przyszli zagadać albo zrobić zdjęcia a inni jakby mniej zachwyceni przechodzili w milczeniu. Ciekawa byłam jak długo sielanka będzie trwała, w nocy śniły mi się koszmary, że ktoś nas przegania ale byłam w błędzie. Wobec czego postanowiliśmy zostać tam dłużej, takie super miejsce, żal zostawić. W dzień rozłożyliśmy cały kram, w takiej atmosferze to nawet gotować mi się zachciało i właśnie między krojeniem pomidorów i cebuli, przyszedł młody, miły gość ‘Sorry, you can’t sleep here’ wtedy dostrzegliśmy naszywki na jego bluzce, no to teraz już wpadliśmy jak śliwka w kompot. Tamten co nas w nocy pogonił to był pracownik ochrony tamtego ośrodka wypoczynkowego a teraz mamy do czynienia z prawdziwym strażnikiem miejskim. A jednak i tym razem nam się fuksło, pan był super sympatyczny i auto bardzo mu się podobało. Mówił bardzo dobrze po angielsku, ucięliśmy sobie pogawędkę i powiedział nam, że ktoś zadzwonił do nich, że śpimy na plaży i on musiał tu przyjechać. Co więcej, wytłumaczył nam, że w dzień wszędzie, gdzie nie jest to zakazane można parkować i robić sobie piknik ale nie wolno spać. Wobec czego teraz w dzień on nam nic nie może zrobić ale jak przyjdzie w nocy lub rano i zobaczy że tu śpimy to musi nam dać mandat. Zrobił zdjęcia samochodu, zanotował numery rejestracyjne i powiedział nam, że zajrzy tu jutro o 8 rano. My jednak po zjedzeniu kolacji zwinęliśmy się i pojechaliśmy nocować w krzaki.
Najciemniej pod latarnią, tak można opisać dwie noce jakie spędziliśmy w Split. Zaledwie 20 min od centrum miasta, znaleźliśmy opuszczona działkę. Mimo, że tuż przy głównej drodze, byliśmy prawie niewidoczni, zarośnięty ogród dawał nam potrzebny kamuflaż. Potem znów mieliśmy szczęście znaleźć opuszczone pole namiotowe. To była nasza najlepsza miejscówka, może nie najładniejsza, ale mieliśmy swoją własną plażę, gdzie bez krępacji można było popływać na golaska. Polecam, szczególnie nieśmiałym. Zostaliśmy tam 3 noce, potem 2 kolejne przy innej plaży w mniej zatłoczonej części Chorwacji, tam też nie było super ładnie ale spało się spokojnie.
Bardzo ciężko było nam znaleźć ostatni nocleg, w końcu znaleźliśmy mały zjazd z drogi, było wystarczająco miejsca żeby rozłożyć namiot, wyżej rozpoczynał się gaj oliwny. Teraz już wiedzieliśmy, że lepiej z tym wstrzymać się do wieczora. Chwilę później, obok nas zatrzymał się osobowy samochód, młoda para z dużym psem poszli do góry na spacer i znów kiedy rozłożyłam gary przyjechał właściciel. Rzucił na nas groźnym spojrzeniem i pyta, czy wiemy czyje to auto. Z naszej obecności też nie był zadowolony ale głównie czepiał się o ten osobowy, mówiąc że blokuje drogę przeciwpożarową. Jasne było, że tam nie przenocujemy. Po raz kolejny trzeba było pozbierać majdan i zaszyć się głębiej.
Jak widać, da się w Chorwacji spać na dziko i nie płacić mandatu. Przy odrobinie szczęścia i samozaparcia, zawsze znajdzie się jakieś miejsce żeby rozbić obóz. Chorwacja jest piękna, ale osobiście nie polecam dla tych którzy szukają swobody. Cały stres związany z szukaniem miejsca i ukrywaniem się jak uchodźca odbiera całą przyjemność, a przynajmniej większą jej część. Są inne kraje, równie piękne, gdzie na legalu można sobie obozować, nawet w parkach narodowych. Tam warto jechać, jeśli chcesz podróżować niezależnie.
Jeśli ten artykuł był dla Ciebie przydatny, wrzuć coś do mojej skarbonki. Miło też będzie, jeśli zostawisz komentarz i polecisz tą stronę znajomym. Subskrybuj ten blog, aby nie przegapić kolejnych wpisów. Nie martw się, nie piszę zbyt często ;p
Postaw mi kawę
Dziękuję pięknie ? Twoje wsparcie finansowe wiele dla mnie znaczy.
PLN 15.00
Treść jest klarowna, dobrze zorganizowana i pełna przydatnych wskazówek. Autor doskonale wyjaśnia kluczowe zagadnienia. Może warto by dodać więcej przykładów praktycznych. Pomimo tego, tekst jest niezwykle edukacyjny i inspirujący.