,,Kochać to nie zawsze znaczy to samo, można kochać tak lekko, można kochać bez granic…’’ mówi jedna z piosenek De Mono. Czyż nie ujęli pięknie sedna miłości? ,, A kiedy przyjdzie na ciebie czas, a przyjdzie czas na ciebie. Porwie cię wtedy, wysoko tak, do góry cię uniesie. Lecz nagle możesz zacząć spadać w dół. A to już nie to samo.’’ Każdy kto kochał chociaż raz, wie o czym mówię.
Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego tak trudno jest kochać? Kochać kogoś bez granic, mmmm… a w ogóle czy należy? Bo taka miłość bez granic z reguły źle się kończy, tak jak w piosence możesz spadać w dół. Powiedziałabym, że czym wyżej się uniesiesz tym boleśniej spadniesz w dół. Prawa fizyki emocjonalnej ;p W takim razie czy warto? Może lepiej powstrzymywać się od nadmiernych uniesień, po to aby uchronić się od ewentualnego upadu. Kto z was potrafi powstrzymać się od zjedzenia czegoś pysznego, mimo, iż wiecie, że potem będzie bolał was brzuch, albo wyjścia w połowie świetnej imprezy, bo jak wypijecie jeszcze jednego to jutro będzie bolała głowa. Większość ludzi pije dalej, świadomie skazując się na cierpienia dnia kolejnego… i tak właśnie wielu z nas pakuje się w miłość bez opamiętania, nawet jeśli potem będzie bolało.
Sama uczę się kochać. Kochać zdrowo. Dać tyle ile potrzeba, ale nie dawać nadmiernie. Osoby kochające za bardzo tak jak ja, mają z tym ogromny problem. Daja z siebie tak dużo, że to ich aż wyczerpuje, z czasem rodzi też frustracje bo druga strona wydaje się nie tak zaangażowana i wtedy pojawiają się zwątpienia i/lub pretensje. Tak się dla ciebie staram, a ty nic… Znacie tę bajkę? Partner/ka osoby mocno kochającej też jest umęczony/a tą nadmierna miłością, na zasadzie zagłaskania kota na śmierć. Przykład z życia: zawsze dbam o to by Niedźwiedź był dobrze nakarmiony, sama lubię jeść i uwielbiam gotować. Rano budzę się, bo jestem głodna. Wstaję więc i szykuję śniadanie, szykuję dla nas dwojga mimo, że on jeszcze śpi. Jak się obudzi będzie mu miło, że wszystko przygotowałam. Chodzę na paluszkach, żeby go nie obudzić. Czas leci, ja jestem coraz bardziej głodna, ale czekam, chcę żebyśmy zjedli razem. A ten śpi w najlepsze. Dylemat, budzić nie budzić, jeść sama? Czekam, długo, bardzo długo. Wreszcie budzi się, cudownie, rzucam się na szyję i mówię: ,,Kochanie, zrobiłam ci śniadanie.’’
,,Co? – warczy Niedźwiedź. Nie jestem głodny.’’ Jak to nie jestem głodny, to ja czekam z tym piep… śniadaniem, tyle czasu, tyle naszykowałam, poleciałam raniutko do sklepu po świeże bułeczki, mało co nie umarłam z głodu do tej pory, a on mi teraz mówi, że nie jest głodny?!!!
Takich przykładów mam setki i dużo, naprawdę dużo czasu mi zabrało zrozumienie, że tak nie jest zdrowo, dla żadnej ze stron. Oczywiście, że należy dbać o siebie i dogadzać, ale tyle ile trzeba, tyle ile sami chcecie dać i ile ktoś potrzebuje, a nie nadmiernie. Myślę, że dobry związek to umiejętność znalezienia odpowiednich proporcji między braniem i dawaniem. Wszystko przyprawione dużą dozą kompromisu. To wydaje mi się najważniejszy element każdej relacji międzyludzkiej. Każdy z nas jest inny, pochodzimy z różnych światów i nie łatwo jest żyć, mieszkać czy pracować razem. Ile ludzi, tyle charakterów, jednych lubimy od razu, nad innymi trzeba popracować, a niektórzy nie są warci zachodu i tego też trzeba się nauczyć. Czym szybciej tym lepiej!
Jeśli podoba Ci się to co piszę, wrzuć coś do mojej skarbonki. Miło też będzie, jeśli zostawisz komentarz i polecisz tę stronę znajomym. Możesz subskrybować ten blog, aby nie przegapić kolejnych wpisów. Nie martw się, nie piszę zbyt często ;p