Dziś są urodziny mojego syna. Syna, którego już nie mam i mam zarazem. Co zrobić z takim dniem? Nie mogę wyciąć tego dnia, tak jak wyrywamy kartkę z kalendarza. Choćbym nie wiem jak się starała, nie myśleć, nie da się nie myśleć. W takim dniu nawet silny jest słabym. Nienawidzę, tych dni, ale one są i trzeba je przeżyć. Święta, dzień taki, dzień siaki, już nie kupujesz prezentu, bo nie ma komu. Gdyby umarł, to przynajmniej mogłabym iść na grób, zapalić świeczkę, ale on żyje, ale go nie ma. Jest i nie ma zarazem. Taki paradoks życia i ty sobie z tym radź.
Odejście kogoś bliskiego, czy to śmierć, czy rozstanie z ukochanym pozostawia w nas wielką pustkę. Taką czarną dziurę, którą trudno wypełnić. Nie da się wymazać pamięci, zostają wspomnienia, niespełnione marzenia, potrzeby, żal, smutek. Potrzeba miłości, potrzeba zrozumienia. Pytania… Te wszystkie pytania, które nas dręczą, dlaczego? Co zrobiłam źle? Gdzie popełniłam błąd? Tłumaczysz sobie, że to nie twoja wina, ale nie czujesz się lepiej. Nadal czujesz się podle. Dobrze wiem, że to do niczego nie prowadzi. Pogrążam się coraz głębiej.
I wiem, dobrze wiem jak wyjść z dziury, umiem już sobie z tym radzić, ale jak ponownie w nie, nie wpadać. Tego jeszcze nie opanowałam i zastanawiam się, czy się w ogóle da. Pierwsze święta, pierwsze urodziny osobno, były bardzo trudne. Kolejne wcale nie stawały się łatwiejsze. Ale nie tylko w takie szczególne dni jest ciężko, czasem ni stąd ni zowąd, uderza nas coś, podobny młody człowiek na ulicy i serce staje w miejscu. Tak wiem, to nie on, ale już ta myśl, zaburza twój spokój wewnętrzny, który misternie budujesz. Mama z dzieckiem, która przytula swojego synka, który się przewrócił, a u ciebie uruchamia się maszyna. Pierwszy dzień szkoły, dzień mamy… Szczęśliwe mamy wstawiają fotki na social media. Co ty masz wtedy wstawić? Idziesz do sklepu, przy kasie słodycze, to jego ulubione… Kupujesz gazetę, a tam zabawki, SpongeBob, był wielkim fanem tej bajki, nawet jak był starszy to kupowałam mu jakieś gadżety. I tak na każdym kroku, pełno sytuacji, które nie dają ci zapomnieć.
Jak jeździłam jeszcze do pracy to musiałam, zmienić godzinę o której wyjeżdżam z domu, żeby nie widzieć dzieci jak idą do szkoły. Za każdym razem jak zobaczyłam mundurki ze szkoły, która skończył mój syn – WIELKI PŁACZ. Zjeżdżałam na pobocze, bo nie szło jechać dalej, spóźniałam się do pracy. Zaczęłam wyjeżdżać wcześniej, dużo wcześniej. To wszystko jakieś nierealne, jakby jakiś zły sen… ale to nie sen, to dzieje się naprawdę. Musisz pchać do przodu. Musisz iść do pracy, bo masz kredyt do spłacenia, zrobić śniadanie, bo masz innych bliskich, którymi trzeba się zająć. Znajomi pytają, jak sobie radzisz, a ty kłamiesz, że dajesz radę, choć nie dajesz.
A potem uczysz się żyć na nowo, krok po kroku, każdego dnia i powoli jest lepiej, a potem dół i znowu do góry i tak pchasz do przodu…
Jeśli cierpisz, z jakiegokolwiek powodu, napisz. Napisz komentarz, napisz do mnie prywatnie. A może znasz kogoś, kto potrzebuje teraz wsparcia. Wyślij mu link do tego bloga. Zróbcie coś razem, to o wiele skuteczniejsze niż gadanie. Nam nie chce się gadać. Gadanie nie pomaga, robienie innych rzeczy, rzeczy nowych, pozwala na chwilę, zająć się czymś innym i to właśnie najlepsza terapia. O tym co mi pomaga możesz przeczytać tu
Jeśli podoba Ci się to co piszę, wrzuć coś do mojej skarbonki. Miło też będzie, jeśli zostawisz komentarz i polecisz tę stronę znajomym. Możesz subskrybować ten blog, aby nie przegapić kolejnych wpisów. Nie martw się, nie piszę zbyt często ;p
Straciłam swego Syna za zawsze, odszedł bo tak chciał, bo nie umiał inaczej, bo tak było dla Niego łatwiej, bo tak wtedy czuł.My, reszta rodziny zostaliśmy, odrętwiali z bólu, okaleczeni, nie unieśliśmy tragedii, zamknęliśmy się we własnych, szczelnych kapsułach bólu,żalu, wyrzutów sumienia, samotności, oddaliliśmy się od siebie mentalnie a teraz również dosłownie fizycznie…ta tragedia rozczłonkowała moją rodzinę…to już osiem lat a ból nie jest mniejszy, rzadziej daje o sobie znać bo potrafię go zagłuszać, odsuwać, spychać głębiej, zajmować głowę, serce, ciało, odwracać uwagę. Mimo to a może właśnie dlatego kocham życie, własne, życie wokół, życie wszystkiego dookoła. Drzew, traw, deszczu, burz, wiatru, rzeki, pszczół, skał, świetlików, rosy, kwiatów, ziół…
Dziękuję, że podzieliłaś się swoją historią. Nie ma słów, które potrafią dać otuchę, nie ma czarodziejskiej różdżki, która pomoże wyjść z traumy. Mogę tylko powiedzieć, że rozumiem… Twoje ostatnie zdania dają nadzieję, idź w tym kierunku, chwytaj wszystkiego co daje radość i nowy sens życia. Osobiście polecam terapię zajęciową, nowe wyzwania, nowy kurs, sport, taniec. Ściskam serdecznie.