Kolejny samolot i przenosimy się do Brisbane, stamtąd autobus do drugiego domu z home exchange. Okolice były o wiele fajniejsze niż w Melbourne, gdzieś daleko od wszystkiego, jakaś pipidówa. Nawet nie było kogo spytać o drogę. W końcu znaleźliśmy dom, stary, tradycyjny, byliśmy bardzo podekscytowani. Dopóki nie otworzyliśmy drzwi… No, jakby to powiedzieć… Brudno. A do tego ciemno i zimno. Dom otaczał przerośnięty ogród, w środku więc panował półmrok, nawet w ciągu dnia. Pewnie w środku lata to ogromny plus, ale teraz brakowało nam promieni UV. To wszystko dałoby się nawet znieść, ale po 3 dniach, Niedźwiedź zaczął kichać i prychać i musieliśmy się ewakuować. Taki duży, a mały kurz, czy sierść kota potrafi go zabić.

No trudno, zawsze są inne opcje. Było po sezonie, znalazłam jakąś super ofertę na booking.com i pojechaliśmy do Parku Narodowego Noosa. To był strzał w 10! Piękne piaszczyste plaże, piękna woda, było tak ciepło, że nawet kąpaliśmy się i pływaliśmy kajakami. Dookoła zatoczek jest zrobiona fajna ścieżka / kładka, czasem idzie na wysokości połowy drzew. Można zobaczyć misie koala na drzewach eukaliptusa. Same miasteczko Noosa Heads ma typowo turystyczny charakter. Główna ulica Hastings Street jest wypełniona ekskluzywnymi butikami i restauracjami.
Parę dni spędziliśmy w Brisbane, gdzie nocowaliśmy u znajomych Niedźwiedzia. Brisbane to ultra nowoczesne miasto, ogólnie panuje spójność architektoniczna, amatorom współczesności bardzo by się tam podobało. W środku miasta jest zbudowana sztuczna plaża, bardzo ładnie, choć nic nie zastąpi natury. A tych prawdziwych nie brakuje w okolicach. Nie obyło się bez wizyty na Surfers Paradise Beach… prawie jak u nas w Świnoujściu, tylko skala trochę większa ;p Całe Sunshine i Gold Coast są fantastyczne. To prawdziwy raj dla miłośników plażowania i sportów wodnych.

Na deser Fraser Island. Jest to największa na świecie wyspa piaskowa, położona na wschodnim wybrzeżu Australii. Ma 120 km długości i do 25 km szerokości, jest jednym z cudów natury, ponieważ jest w ciągłym ruchu i cały czas ewoluuje. Wpisana na listę UNESCO, jest terenem chronionym i oficjalnie nie zamieszkałym. Można tam spędzić noc, lub kilka ale nie można mieszkać na stałe. Mówi się, że wszystko w Australii chce cię zabić. Na Fraser Island to staje się rzeczywistością. Wyspę zamieszkuje 18 gatunków węży, a wśród nich jedne z najbardziej jadowitych na świecie. Do tego mamy całą rzeszę pająków. Trzeba uważać na psy dingo, nigdy nie chodzić pojedynczo i nie uciekać do oceanu, ponieważ dorwą was rekiny, których liczna populacja występuje w wodach dookoła wyspy. Do tego w ciepłych miesiącach możemy natknąć się na słonowodnego krokodyla. Kempingi są ogrodzone drutem kolczastym pod napięciem, ale jak chcesz możesz sobie rozbić namiot na plaży. Na własną odpowiedzialność! Wyspa dostępna jest tylko dla samochodów z napędem na 4 koła. Można wynająć terenówkę, dołączyć się do zorganizowanej wyprawy, albo wsiąść w terenowy autobus. Przy każdej opcji musimy zapłacić, za wejście na wyspę, tak jak to bywa w wielu parkach i rezerwatach. Oplata obejmuje przejazd promem. Osoby, które chcą jechać samodzielnie, muszą przejść specjalne szkolenie. Pooglądaliśmy taki filmik, pół godziny, potem pan jeszcze trochę pogadał. Głównie o tym jak obsługiwać auto terenowe?! Niedźwiedź ledwo wytrzymał. A potem o zagrożeniach na wyspie, generalnie nic nie dotykać, najlepiej z auta nie wysiadać. Strach się bać.

Zdecydowanie był to najlepszy dzień w Australii. Wyspa jest cudowna, ciągnące się w nieskończoność plaże, po których możesz śmigać samochodem, istny raj dla dużych chłopców. Środek wyspy jest porośnięty tropikalnym lasem, a w jej sercu znajduje się jezioro jak z bajki. Na wyspie jest ponad 100 innych jezior, ale jezioro Mackenzie jest najpiękniejsze. Jest to jedyne miejsce na świecie, gdzie las deszczowy osiągający wysokość 200 metrów rośnie na wydmach. Do tego Eli Creek – woda w tym strumieniu jest filtrowana przez piasek przez okres 100 lat, jej przejrzystość jest niesamowita! Strumień ten pompuje do oceanu ponad 3.5 miliona litrów wody na godzinę! Do tego najczęściej fotografowane miejsce w Australii – wrak statku Maheno, który rozbił się w 1935r oraz Pinnacles – kolorowe klify uformowane z piasku na przestrzeni lat. Zaciekawiły, mnie też kuleczki z piasku, tworzone przez żuczki. To wszystko naprawdę warto zobaczyć.
Jeśli nie czytałeś części 1 i 2, znajdują się tutaj:
Jeśli ten artykuł był dla Ciebie przydatny, wrzuć coś do mojej skarbonki. Miło też będzie, jeśli zostawisz komentarz i polecisz tą stronę znajomym. Subskrybuj ten blog, aby nie przegapić kolejnych wpisów. Nie martw się, nie piszę zbyt często ;p

Postaw mi herbatę 🙂
Dziękuję pięknie ? Twoje wsparcie finansowe wiele dla mnie znaczy.
PLN 15.00
Brisbane mam rodzinę wydaje się tak nierealne żeby ją odwiedzić 🙁 ale staram się tak nie myśleć …. staram się